W sobotę, 5 lipca 2025 roku w sali wystaw czasowych Muzeum w Gostyniu odbył się wernisaż wystawy fotograficznej Henryka Mazurka „W kadrze bez granic”. Henryk Mazurek był pracownikiem Polskiej Misji Medycznej, a potem jako Lekarz Bez Granic, prowadził szpitale w Czadzie, na Wybrzeżu Kości Słoniowej, kilkakrotnie pracował na Haiti po trzęsieniu ziemi, w Kongo, Demokratycznej Republice Kongo, Dżibuti, Etiopii, Gabonie, Sudanie i – jako ostatni biały (czyli w języku swahili: mzungu) lekarz – w największym obozie dla uchodźców w Dadaab, na granicy somalijsko-kenijskiej. Swoją pracę i podróże dokumentuje na fotografiach.
Na ekspozycji zaprezentowano 54 zdjęcia ukazujące obyczaje i warunki życia w afrykańskich krajach i Haiti.
Henryk Mazurek przed laty z rodzicami lekarzami kilka lat mieszkał w Algierii, gdzie zdał maturę. Zaczęte tam studia medyczne ukończył w Akademii Medycznej w Poznaniu. Do Jeleniej Góry przyjechał w roku 1998. Pracował w szpitalach w Jeleniej Górze, Lwówku Śląskim, Lubinie, Lesznie, Kościanie, Gostyniu. Od roku 2005 pracuje dla organizacji Mèdecins Sans Frontières – Lekarze bez Granic, wcześniej dla International Rescue Committee i Polskiej Misji Medycznej. Interesuje się grafiką, starodrukami, kolekcjonuje sztukę afrykańską.
Wystawa będzie czynna do 30 sierpnia 2025 roku. Wstęp wolny.
Co ludzkie w człowieku
Ocalić ludzkie życie, utrwalić napotkaną gdzieś w świecie twarz. Żeby przeżyć misję trzeba mieć pasję. Aparat fotograficzny to jedyny przyrząd, który może zatrzymać czas – mówi z absolutnym przekonaniem Henryk Mazurek. Lekarz bez granic.
Z dolnośląskiego Rząśnika w Górach Kaczawskich jedzie właśnie na swoją 15 misję. Tym razem na Wybrzeże Kości Słoniowej.
Organizuje, operuje, szkoli i fotografuje. Pacjentki przed, po i w trakcie. Unika krajobrazu. Chyba, że w drodze do pracy, ale zdjęcia powstają głównie w pracy, przy pracy, z tym, co wokół. Fascynacja zdjęciem trwa nadal. Afryka sprzed lat i współcześnie. Ile misji tyle zdjęć.
Zdjęcia robił już jako młody chłopak. Radziecką Smieną na enerdowskich slajdach notował swój czas spędzany z rodzicami w Algierii. Slajdy przywiezione z kraju, miały już opłacony kupon na bezpłatną przesyłkę do producenta. Wywołane wracały do niego po 3 czasem po 6 tygodniach. Ma je do dzisiaj.
Przed laty z rodzicami lekarzami kilka lat mieszkał w Algierii, gdzie zdał maturę. Zaczęte tam studia medyczne ukończył w Akademii Medycznej w Poznaniu. Do Jeleniej Góry przyjechał w roku 1998. Pracował w szpitalach w Jeleniej Górze, Lwówku Śląskim, Lubinie, Lesznie, Kościanie. Od roku 2005 pracuje dla organizacji Mèdecins Sans Frontières – Lekarze bez Granic, wcześniej dla International Rescue Committee i Polskiej Misji Medycznej. Interesuje się grafiką, starodrukami, kolekcjonuje sztukę afrykańską. Na razie przygotowuje obszerną wystawę w Muzeum Karkonoskim, ale też nosi się z myślą utworzenia w Jeleniej Górze Galerii Sztuki Afrykańskiej. Na misji pracuje od rana do wieczora, w wolnym czasie robi zdjęcia i codzienne zapiski w „dzienniku pokładowym”. Bywa tak zmęczony, że nie ma czasu na tęsknotę. Zdjęcia robi też, żeby nie zwariować, oderwać się od pracy. Poza tym na pustyni nie ma co robić.
W 2005 roku na jedyną polską misję w Czadzie miała przyjechać ekipa z National Geographic. W efekcie przyjechał tylko Michał Zieliński.
Będę tu żył z wami i zrobię reportaż oświadczył. I tak było. Razem mieszkaliśmy, razem robiliśmy zdjęcia i on mnie podkręcał. Gdy tylko czas pozwalał, byłem z nim, obok niego i fotografowałem. Dlaczego? Po prostu robisz i cieszysz się, że coś z tego wychodzi. Robię to dla siebie, na starość będę te wszystkie zdjęcia katalogował i wspominał.
Dziś tego, co robiłem w Czadzie w 2005 roku, już bym nie zrobił. Nie zdawałem sobie sprawy wtedy, w jakich znalazłem się warunkach i z jakim wiązało się to ryzykiem. Lądowałem w Czadzie z 10 tysiącami dolarów, żeby tam założyć misję. To było czyste szaleństwo.
Zawsze coś mnie ciekawiło, więc robiłem sporo zdjęć. Po przyjeździe z Afryki do kraju, wiele rzeczy mi umykało, bo akurat pod ręką nie było aparatu. Sporo nauczyłem się od znajomego inżyniera, który fotografował najlepszym sprzętem, Hassellbladem i Leicą, którą pożyczyłem od niego i którą uszkodziłem podczas upadku. Trochę szlifu oka zawdzięczam także ciotce Magdzie, która robiła zdjęcia i sama je wywoływała. Mnie do ciemni nie ciągnęło nigdy. Zawsze robiłem tylko slajdy. Wybawieniem dla mnie było pojawienie się aparatów cyfrowych. Na misji w Czadzie wylądowałem ze swoją pierwszą lustrzanką Nikonem D70 i kupioną w Paryżu. Swoją Minoltę z kompleksem obiektywów zostawiłem w Afryce.
Moim mentorem jest Wacław Narkiewicz – znany jeleniogórski fotograf. Jego ostatnią wystawę Fotografie Najbliższe, jeleniogórskie BWA pokazywało w 2011 r. Wcześniej nikomu swoich zdjęć nie pokazywałem. Gdy się spotkaliśmy po raz pierwszy, on chciał oglądać moją Afrykę, a ja chciałem mieć jego narciarzy – jedno ze zdjęć, które zobaczyłem w katalogu z 2011 r. Do tego, że zdjęcia trzeba pokazywać, ostatecznie przekonał mnie właśnie Wacek, którego poznałem przez jego ucznia – technika radiologa. To on wychodził tę moją wystawę.
Oglądając zdjęcia Henryka Mazurka powstałe na misjach, dokumentujące obyczaje i warunki życia w Bahai (Czad) na skraju Sahary, gdzie polscy lekarze prowadzą szpital dla uchodźców z Darfuru w Sudanie, czy fotografie z obozów w Buni (Demokratyczna Republika Konga), z Somalii i Port-au-Prince na Haiti, nie oglądamy tego co zazwyczaj utrwalają tam reporterzy. Na zdjęciach Mazurka dominują twarze ludzi patrzących na fotografującego ich białego lekarza. Nikt tu nie szuka sensacji, krwi. Nie ma tutaj dramatycznych scen i gestów rozpaczy. We wszystkich napotkanych twarzach fotografując je, polski lekarz wolontariusz, ocala człowieka. Zaświadczają o tym oczy utrwalonych na zdjęciach ludzi. Ufne, ciekawe spotkania z drugim człowiekiem, choć nierzadko bywają to oczy człowieka cierpiącego.
Widać, że fotografujący lekarz pracuje jak reporter. Chwyta zastane sytuacje z godnym podziwu refleksem, kadrując obraz przed naciśnięciem migawki. Wykonane w Bahi, w Czadzie zdjęcie zatytułowane przez autora „Wiatr pustyni”, to świetnie uchwycona zabawa wiatru z obłędnie kolorową szatą młodej kobiety. Podobną dynamikę spotykamy w portrecie „Autostopowiczka w turbanie”, zdjęciu zrobionym także w Bahi.
Fotografując, Henryk Mazurek pracuje szybko, mając świadomość niepowtarzalności motywu i momentu. Tu ludzie podobnie jak rzeczy, pojawiają się na krótko i już się więcej nie zdarzają, zdają się mówić do nas jego zdjęcia. Tyle tego co ludzkie w człowieku. Stara się więc ocalać co się da. Póki życia. Z pasją.
Jacek Jasko, Kopaniec 9.listopada 2014 roku