Stary to już był kościółek, mizerny, spróchniały, wyraźnie chylący się ku upadkowi. Mieszkańcy Pogorzeli i okolicznych wiosek darzyli go jednak sympatią, ponieważ to właśnie w nim przez kilka dziesięcioleci biło serce parafii. Tak było w czasach, gdy pogorzelską świątynię przejęli protestanci. Katolicy przychodzili wówczas na msze i nabożeństwa do skromnej wiejskiej świątyni, która znajdowała się w sąsiednim Głuchowie. Był w niej obraz Matki Boskiej, do której wierni odnosili się ze szczególnym namaszczeniem. Dodawała Głuchowska Pani swym czcicielom sił i wytrwałości w pracy, niejednej łaski im użyczyła, przez co szczerze pokochali Jej skromny wizerunek.
Nadeszły wkrótce lata pomyślne dla katolików. Zwrócono im kościół w Pogorzeli, który odświeżony i poświęcony, zaczął przyciągać tłumy wiernych. W tej powszechnej i triumfalnej radości nieco zapomniano o głuchowskim kościółku. W blasku pogorzelskiej świątyni zszarzał, opustoszał i po jakimś czasie podupadł tak bardzo, że groziła mu kompletna ruina. Podjęto wtedy decyzję, by znajdujący się w nim obraz Matki Boskiej przewieźć do pogorzlskiego kościoła. Głuchowianie, których nikt nie pytał o zgodę, ponuro spoglądali, jak służba dworska wynosiła wizerunek Najświętszej Panienki, najwspanialszy symbol ich świątyni. W niejednym oku zakręciła się łza, z niejednej piersi wyrwało się bolesne westchnienie. Tu i ówdzie rozległy się prośby – Nie zabierajcie nam Maryi, pozwólcie się z Nią chociaż pożegnać. Sami Ją przeniesiemy w uroczystej procesji. Ale dworskich ludzi nie interesowało zdanie głuchowskiego ludu. Otrzymali przecież od dziedzica i księdza wyraźny rozkaz, by niezwłocznie przewieźć obraz. Rozgoryczeni mieszkańcy rozeszli się do domów.
Mijały dni pełne smutku i przygnębienia, bowiem tak bardzo wszystkich zasmuciła strata obrazu. Aż pewnego razu ktoś dokonał sensacyjnego odkrycia: obraz Maryi znowu wisi w kościółku. Zbiegli się zdumieni ludzie, lecz oto służba dworska nadjechała, zabrała Matkę Boską. Nazajutrz powtórzyła się scena z dnia poprzedniego: obraz ponownie pojawił się na swoim miejscu, znowu przyjechali słudzy, by go zabrać.
Domyślili się mieszkańcy Głuchowa, że mają do czynienia z jakimiś niezwykłymi zdarzeniami. Postanowili czuwać całą noc, by zobaczyć, co tak naprawdę dzieje się z obrazem. Około północy na pobliskiej rzeczułce ujrzeli świetlistą łunę przypominającą tęczę. Rozległ się zniewalający śpiew, przywodzący na myśl pienia anielskich chórów. I oto zza zakola rzeki wolno wyłonił się, w pełnej majestatyczności, obraz Głuchowskiej Maryi. Padli na kolana pobożni ludzie, gdyż zrozumieli, że ich ukochana Madonna wraca do tego biednego i spróchniałego kościółka, w którym tak długo mieszkała. Zrozumieli, że wraca do nich.
Powiadomiono natychmiast pogorzelskiego kapłana, który naocznie przekonał się o cudzie. Mieszkańcy Głuchowa postanowili w najbliższą niedzielę w głuchowskim kościółku odprawić ostatnią mszę. Następnie przecudnie przystrojony obraz znalazł się w orszaku ubranych na biało dziewcząt i procesja z dźwięcznym śpiewem ruszyła w kierunku Pogorzeli. Gdy dotarła do kościoła, głuchowianie zawiesili obraz w widocznym miejscu i ślubowali swej Pani, że pozostaną Jej wierni i będą Ją odwiedzać w pogorzelskiej świątyni.
Od tego momentu wędrówka obrazu ustała, a po głuchowskim kościółku nie ma już, niestety, żadnego śladu.
„Panorama Leszczyńska” 1998, nr 26, s. 14.